Kolęda "Nie w Betlejem" w wykonaniu Młodzieżowego Zespołu Regionalnego "Kliszczacy" z Tokarni.
Kolęda "Nie w Betlejem" w wykonaniu Młodzieżowego Zespołu Regionalnego "Kliszczacy" z Tokarni.
Występ zespołu "Trzebuńskie Kliszczaki" na przeglądzie kapel z Podegrodzia w maju 2017 roku, gdzie zespół otrzymał wyróżnienie. Zespół wykonuje tradycyjny utwór Górali Kliszczackich.
Minęło kilka miesięcy od koncertu promującego płytę „Kliszczacki folk”, której premiera miała miejsce w grudniu 2018 roku. Postanowiliśmy spotkać się z pomysłodawcami, aby dowiedzieć się nieco więcej o kulisach powstawania tego widowiska. Wojciech Pęcek, koordynator projektu, na co dzień pracuje w Gminnym Ośrodku Kultury i Sportu w Tokarni. Jego pasją jest muzyka oraz kręcenie filmów. Na płycie „Kliszczacki folk” udało mu się połączyć obie te rzeczy.
Jak długo jesteś w zespole?
Wydaje mi się, że całe życie [śmiech]. Nie ukończyłem jeszcze roku, gdy po raz pierwszy zadebiutowałem w roli małego Jezuska na tutejszej scenie. Często żartuję, że właściwie ja to jestem dzieckiem Kliszczaków, dosłownie i w przenośni, ponieważ moi rodzice poznali się właśnie w Zespole.
Czyli folklor masz w genach?
Chyba tak [śmiech]. Odkąd pamiętam, towarzyszyły mi tańce i śpiewy kliszczackie. Rodzice zabierali mnie na próby Zespołu oraz na różne koncerty. To zaszczepiło we mnie miłość do kultury ludowej już we wczesnym dzieciństwie.
Skąd pomysł na płytę?
Pomysł na „Kliszczacki folk” zrodził się przede wszystkim dzięki młodzieży, która teraz tworzy Młodzieżowy Zespół Regionalny Kliszczacy. Patrząc na nich, widziałem ich entuzjazm, nieustanną chęć poznawania czegoś nowego, a także ogromną energię. Pomyślałem wówczas, że fajnie by to było połączyć z tradycją, z folklorem naszego regionu, odrobinę uatrakcyjnić i wzmocnić przekaz, tak aby mógł on trafić do szerszej publiczności – do tych, którzy w folklorze nie widzą niczego atrakcyjnego. Dzięki projektowi „Kliszczacki folk”, w którym wzięliśmy udział, mogliśmy wydać płytę, na której znalazły się muzyka i śpiew inspirowane ludową tradycją kliszczacką.
Co znajdziemy na płycie?
Nagraliśmy 10 utworów. Są to ludowe utwory przeplatane współczesną muzyką folkową. Jest tam też teledysk „Zawzdym Ci godała”, który otrzymał nagrodę główną w kategorii „filmowy produkt projektu” w konkursie „Opowiedz…”.
Ile trwały przygotowania do koncertu?
Opracowanie oraz zrealizowanie tego projektu zajęło nam 12 miesięcy. Najpierw była burza mózgów wszystkich zaangażowanych. Trzeba było przygotować materiały, wybrać piosenki, zastanowić się nad tym, jaki efekt spodziewamy się osiągnąć. Potem były konsultacje muzyczne z kapelą… to już było niczym starcie tytanów [śmiech]! Każdy z nas miał swoją wizję i każda była dobra, jednak musieliśmy osiągnąć kompromis i zdecydować się na jedną drogę. Kolejnym etapem był dobór wokalny. Przez cztery miesiące zastanawialiśmy się nad odpowiednim dobraniem głosów do poszczególnych piosenek. Natomiast ostatni, najdłuższy i najbardziej żmudny etap to były ćwiczenia. Wyzwanie było ogromne, chcieliśmy zabłysnąć przed publicznością, chcieliśmy ją w sobie rozkochać, dlatego nie było żadnej taryfy ulgowej. Spotkania były przynajmniej raz w tygodniu, a im bliżej terminu promocji, tym częściej się spotykaliśmy. Żadna wymówka nie była na tyle poważna, aby mogła usprawiedliwić nieobecność.
Na ile twoje doświadczenie muzyczne pomogło w realizacji tego projektu?
Bez tej bazy nie byłoby nawet takiego pomysłu, a co dopiero umiejętności jego realizacji. O sukcesie Kliszczackiego folku zadecydowało wiele czynników, a przede wszystkim zaangażowanie jego uczestników, świetna kapela i charyzmatyczne głosy.
Mieliście obawy, że coś pójdzie nie tak?
Obawialiśmy się wielu rzeczy. Przede wszystkim czynników losowych, na które nie mamy wpływu. O ból głowy przyprawiała mnie myśl, że coś się stanie ze sprzętem nagłaśniającym, że prądu nie będzie. Na szczęście nie byłem sam, miałem wsparcie dyrektora tutejszego ośrodka kultury. To on napisał projekt, pomógł w tworzeniu choreografii, zajął się nagłośnieniem i przygotowaniem sceny do występu. Bez niego nie byłoby Kliszczackiego folku. Ostatni czynnik, który mógł zawieść, to publiczność. Na szczęście nie rozczarowaliśmy się. Choć przyznam szczerze, że nie byłem pewien, jak naszą muzykę przyjmą starsze osoby, wychowane na tradycyjnym brzmieniu muzyki kliszczackiej… A tutaj przecież było głośno, energicznie, a nawet rockowo [śmiech]. Ale udało się! Połączyliśmy stare z nowym, młodzieńczy żywioł z ludową nutą.
To twoje pierwsze doświadczenie w roli reżysera. Jaki Ci się pracowało z młodzieżą?
Nasze stosunki są koleżeńskie, znamy się od dzieciństwa. Jesteśmy trochę jak wielka rodzina, ale to wcale nie oznacza, że było łatwo. Były spięcia i nieporozumienia, ale pokonaliśmy je! Właśnie zbieramy się na próbę. Proszę zapytać innych jakie mają odczucia, bo może ja nie jestem do końca bezstronny [śmiech].
Zgodnie z sugestią przenosimy się więc do gwarnej sali, gdzie tradycyjnie w każda środę odbywają się próby młodzieżowego Zespołu Regionalnego Kliszczacy, pod kierownictwem Małgorzaty Pęcek.
Jak pani ocenia efekty pracy nad Kliszczackim folkiem?
Jestem z nich bardzo dumna. W tym projekcie wzięła też udział najmłodsza grupa Małych Kliszczaków. Dzieciaki podeszły do zadania profesjonalnie. Były podekscytowane, że wystąpią przed swoimi rodzicami i babciami. Dla wielu to był debiut, najmłodszy kliszczak nie ma nawet dwóch lat. Poradzili sobie znakomicie. Dzięki temu zrozumiałam, że tradycja kliszczacka przetrwa, bo mamy takie iskierki w Zespole, które mają szansę zapłonąć, jeśli tylko będziemy na nie dmuchać odpowiednio mocno.
W sali robi się coraz głośniej, najmłodsze dzieci beztrosko rozrabiają, widząc, że pani kierownik na chwilę spuściła ich z oka. Starsza młodzież usiadła w kącie i zawzięcie gestykuluje. Czyżby już pojawiły się nowe plany?
Czego dowiedziałyście się o sobie podczas tworzenia Kliszczackiego folku?
Podczas prób, na których przygotowywaliśmy się do nagrania płyty, zauważyłyśmy, że mamy swoje wewnętrzne bariery, które czasem ciężko było nam pokonać. Na początku brakowało nam swobody, stresowałyśmy się każdą solówką, bałyśmy się reakcji koleżanek i kolegów. Jednak z każda próbą było coraz lepiej, poznawałyśmy się i to dawało nam większa swobodę oraz wiarę we własne możliwości.
Czy wytworzyła się miedzy wami jakaś szczególna więź?
Od samego początku miałyśmy ze sobą dobry kontakt. Z niektórymi dziewczynami znamy się od dzieciństwa, jednak te regularne próby oraz wspólny cel jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyły. Musiałyśmy sobie zaufać na sto procent. Tak nam zostało do dziś, cieszymy się z każdego spotkania i wspieramy, jeśli coś nam nie wyjdzie. Mamy nadzieję, że tak już zostanie do końca!
Czy odkryłyście w sobie talenty wokalno-muzyczne, o których do tej pory nie miałyście pojęcia?
Każda próba sprawiała, że byłyśmy pewniejsze siebie, nabrałyśmy doświadczenia. Zaczęłyśmy też zwracać uwagę na błędy, które popełniamy podczas śpiewania, a z których do tej pory nie zdawałyśmy sobie sprawy. Dzięki temu znamy teraz siłę i moc naszych głosów [smiech].
Trudno było sprostać wymaganiom reżysera-choreografa?
Z Wojtkiem znamy się od dawna, mamy bardzo dobre relacje i to na pewno pomogło nam niejednokrotnie rozładować napięte sytuacje. Wiemy jednak, że nie zawsze jest łatwo zapanować nad grupą, w której każdy ma swój punkt widzenia, czasami kaprysi albo ma zły dzień. Wtedy trzeba było tupnąć nogą i Wojtek się tego nie bał, wiedział jak ustawić nas do pionu [śmiech].
Nie tylko młodzież brała udział w projekcie „Kliszczacki folk”. Dzięki zaangażowaniu rodziców powstały nowe stroje dla najmłodszej grupy Kliszczaków:
Kiedy poproszono mnie o pomoc, nie miałam żadnych wątpliwości. Pomysł na nowe stroje poddała mi Małgorzata Pęcek, instruktorka Zespołu. Po naradzie zdecydowałyśmy, że będą to stroje do polki galopki. Dziewczynki dostały nowe spódnice z tybytu i podkoszulki z motywem serca, a chłopcy spodnie trzy czwarte i kolorowe muszki. Dzieci były dla mnie największa motywacją. Tak zapamiętale ćwiczyły nowe tańce, że i ja czułam na sobie presję czasu i powagę sytuacji.
Opuszczamy progi GOK-u z nostalgią w sercu ale i nadzieją na nowe projekty, dzięki którym tradycja kliszczacka będzie trwać i nabierać nowych kształtów. Na pewno tu jeszcze wrócimy!
Opracowała Katarzyna Słonin